Zapowiadany
w sierpniu kolejny „road trip na cztery nogi i osiem łap” tym razem rozpoczęliśmy od Lanckorony. Muszę się
przyznać, pomimo , że z Krakowem i okolicami związany jestem od
wczesnego dzieciństwa (tu mieszka duża część mojej rodziny) to jednak jakimś
cudem nigdy nie trafiłem do tego miejsca. Przecinałem nie raz pobliskie szlaki
niezniszczalnym maluchem w kolorze arktyczna biel , jeszcze jako dziecko z
rodzicami, podróżowałem po odległych regionach Polski, ale nigdy nie znalazłem
chwili, by odwiedzić miejsce o niepolskiej a jakże pięknej i tajemniczej nazwie
– Lanckorona. Długo rozważaliśmy termin
wyjazdu tak aby pogoda była tą właściwą, nie kolidował nam ze sprawami
zawodowymi i oto w październiku wraz z całą futrzastą ferajną
postanowiliśmy spełnić swoje kolejne małe
marzenie. Taka mała rzecz a cieszy - małe marzenia, które w każdej chwili można
zrealizować. A samo miejsce, już teraz po powrocie, mogę z całego serca polecić
wszystkim, którzy lubią marzyć… Czym
więc jest ta słynna Lanckorona, której nazwę rzadko kojarzy się z Polską ? Sama
nazwa pochodzi od niemieckiego słowa landskrone, co oznacza koronę kraju. Pierwotnie
była nawet miasteczkiem przez około 600 lat, o tym przypomina stromy rynek, z
którego pod kątem prostym odchodzą malownicze uliczki, mimo to, utraciła prawa
miejskie na kilka lat przed drugą wojną. Obecnie jest piękną wsią zamieszkałą
przez około 2000 mieszkańców. Zdecydowanie cały urok tego miejsca to jego
totalna sielankowość, oraz wielkie „slow”. Magię tworzy nie tylko architektura ale
również wspaniali ludzie, sztuka, krajobraz., drewniane, stare domki, mające
dusze, pachnące, aromatyczne, historyczne, pięknie wkomponowane w malowniczą
górzystą okolicę, mieszkańcy bardzo ufni, gościnni, otwarci na przybyszów z
piesełami J.
Do tego wszech obecna sztuka – jest wszędzie, w każdej części miejscowości i idealnie się w nią wkomponowuje. Jeżeli dodamy
jeszcze widoki na Tatry i Babią Górę bo położona jest na najwyższym wzniesieniu
w okolicy - Górze Lanckorońskiej (550 m n.p.m) to w zupełności przekonuje nas
do tego, że była i jest ulubionym miejscem wypoczynku malarzy, pisarzy i
artystów, którzy szukali natchnienia wśród pięknych krajobrazów i urokliwych
drewnianych domków. Zresztą jej urokowi nie oparli się również współcześni
artyści tacy jak Wojciech Pszoniak, Andrzej Wajda, Adam Hanuszewicz, Jerzy
Trela a także Jerzy Radziwiłowicz. O Lanckoronie śpiewał nawet Marek Grechuta:
Lanckorona, Lanckorona / rozłożona gdzie osłona / od spiekoty i od deszczu / od
tupotu szybkich spraw(...) - jakież to prawdziwe.
Na północnej części Góry Lanckorońskiej możemy również odnaleźć ruiny zamku
zbudowanego jeszcze za czasów Kazimierza Wielkiego. Zamek uległ zniszczeniu
najpierw w 1655 r. podczas potopu szwedzkiego, kiedy wraz z częścią zamku
spalono ok. 80 domów, a następnie za sprawą walk podczas konfederacji barskiej
w 1772 r. Dziś podziwiamy jedynie fragmenty mostu zwodzonego i baszt
połączonych murem obronnym ale sądząc po trwających pracach konserwatorskich
może za parę lat …… Bogata historia i malownicze położenie ruin zapewniły mu
wpis na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO jako element
kulturalno-krajobrazowy Kalwarii Zebrzydowskiej.
W
Lanckoronie wszystko jest niezwykłe, już samo miejsce w którym się
zatrzymaliśmy – Willa Tadeusza -
"Brama na wciąż otwarta przechodniom ogłasza, że gościnna i
wszystkich w gościnę zaprasza." jak pisał
Adam Mickiewicz doskonale trafia w gościnność i sielskość tego
klimatycznego, przedwojennego pensjonatu. Historia miejsca zapoczątkowana przez
Tadeusza - starszego syna Józefa Lorenza - który po latach służby jako oficer
przy boku samego jeszcze Komendanta Piłsudskiego powraca do Lanckorony i buduje
leśniczówkę w leśnym jarze na zboczu góry lanckorońskiej, w starym wyrobisku
kamieniołomu, otrzymanego w darze w dwóch częściach od swego ojca Józefa i od
pracodawcy senatora Ludwika Hammerlinga. Stopniowo rozbudowując dom utworzył
pensjonat, którego pierwszymi gośćmi były rodziny jego kolegów z legionów.
Pierwsza koncesja na prowadzenie pensjonatu została wykupiona w 1924 roku. W
czasie rządów Marszałka częstymi gośćmi byli Minister Józef Beck, generał
Haller, Ludmiła Modzelewska (przyjaciółka i zaufana osoba Józefa Piłsudskiego).
Po dziś dzień przechowywane są w domu pamiątki związane z tamtym okresem. Żona
Tadeusza, Jadwiga z rodziny Dziewońskich była tancerką w teatrze przy ulicy
Rajskiej w Krakowie. To ona zajęła się prowadzeniem pensjonatu w czasie gdy on
sam piastował wiele urzędów początkowo jako Wójt Gminy Lanckorona, następnie
Burmistrz miasta Kalwaria i oddawał się swojej pasji budowania, którą rozwijał
podczas studiów na Uniwersytecie w Mittweidzie. Wzorując się na architekturze
alpejskiej zaprojektował wiele willi w Lanckoronie m.in. Willę Zbyszko rodziny
Klimków, Willę Wrzos a także przepiękną
Willę Modrzewiówkę dla Kazimierza i Adama Królikiewiczów z którymi był się
przyjaźnił. Okres II Wojny Światowej burzliwie przetoczył się przez dom.
Pikanterii dodaje fakt, że pokoje pierwszego piętra były tylko dla Niemców, a
na drugim piętrze mieszkali ukrywający się uciekinierzy z powstania
warszawskiego. W pensjonacie stacjonował również Marszałek Koniew i jego sztab
zaraz po wyzwoleniu Krakowa. Jak zdarzyło się w wielu rodzinach w tamtym
okresie, tragicznie skończyło się życie Tadeusza Lorenza seniora, który w dniu
swoich imienin 26 października 1944 roku został zamordowany przez jedną z band
działających na tym terenie. Pozostawił 21 letniego syna Bogusława Tadeusza i
12 letnią córkę Barbarę. Dom w swej historii przetrwał również wiele rewizji:
Gestapo, GRU (Główny Zarząd Wywiadowczy wywiadu wojskowego ZSRR) oraz UB. Po
wojnie wielokrotnie próbowano go upaństwowić. Jednak dzięki fantazji i uporowi
młodego Tadeusza dom pozostał w rękach rodziny i działał w dalszym ciągu jako
pensjonat przyjmując znane postacie ze świata kultury, sztuki oraz polityki
m.in. Barbarę Kraftównę, Romana Wilhelmi, Adama Hanuszkiewicza, Andrzeja
Łapickiego, Annę Seniuk, Marka Walczewskiego, Annę Polony, Stanisławę Celińską,
Arkadiusza Bazak, rodzinę Stuhrów, Krzysztofa Globisza, Sławomira Mrożka,
Wisławę Szymborską, Jana Frycza, Jerzego Nowosielskiego, Andrzeja Wajdę, Jerzego
Kawalerowicza, Ewę Bem, Grzegorza Turnała, Michała Żebrowskiego, Marcina
Koszałke, Rafała Sonik i wielu innych. Obecnie dom prowadzi córka Tadeusza
Lorenza Alicja Lorenz-Łomnicka wraz z rodziną. Kontynuuje wypracowane przez
pokolenia tradycje, dbając by odwiedzający Willę Tadeusz goście mogli poczuć
się jak w domu otoczeni troską i opieką gospodarzy, którzy wkładają całe serce
by umilić im czas spędzany w ich leśnej enklawie. Dodam również , że obiekt
jest również przyjazny towarzyszącym podróżnym czworonogom i jest to oaza dla
wszystkich, którzy szukają miejsca, w którym czas się zatrzymał. Poza samą
gościnnością Gospodarzy ujmują również stare pokoje w drewnie, którego zapach
wibruje w nozdrzach, piękna jadalnia z pamiątkami rodu, stare pianino, które dumnie
stoi w rogu. Jeżeli do tego dodamy kamienne ławeczki na jego skrajach, które
ktoś kiedyś skrzętnie zakamuflował, niesamowite huśtawki, basen w środku lasu i
drewniany samochód skonstruowany przez Tadeusza Lorenza w latach 50 to
poczujemy się jak w baśniowej krainie.
Dla
nie wtajemniczonych dodam, że w samej Lanckoronie magicznych i gościnnych
miejsc jest bardzo dużo i nie zdążyliśmy w trakcie naszego pobytu poznać
wszystkich co jest doskonałym pretekstem (jednym z wielu J
) do powrotu w tą magiczną krainę. Zaznaczam, że magię tych miejsc tworzą przede
wszystkim ludzie. Wypada tu wspomnieć o pani Zofii i Magdzie z Willi
Niebieskiej które ugościły nasz najpyszniejszą gorącą czekoladą na świecie w
najmniejszym i najbardziej urokliwym sklepiku – mini galerii-księgarni pod piękną nazwą Pokój Królika. O dwóch
paniach z Galerii mody lnianej Chimera które urzekły nas opowieściami i swoją empatią
do bezdomnych zwierząt. Ewie i Jacku Budzowskich z Cafe Arka, którzy tak się zachwycili Lanckoroną że postanowili się tu
osiedlić. Otworzyli galerię ceramiki artystycznej, potem samą kawiarnię.
Wszystko w tym miejscu jest stworzone przez nich, jest ręczną pracą pełną niezwykłego
artyzmu. Będąc tu warto rozejrzeć się również po okalającym kawiarnię ogródku,
tu również odnajdziemy niezwykłe dzieła sztuki jak np. Adama i Ewę w rajskim
ogrodzie, klatkę z ptaszkami które w
rzeczywistości są ceramicznymi figurkami czy wiele innych. W pobliżu znajduje
się również Galeria Arka w której odnaleźć możemy więcej cieszących oko
niezwykłości. To również doskonały moment by wspomnieć o serwowanych w Cafe
Arka prawdziwych domowych pierogach, najbardziej egzotycznym kapuśniaku pod
słońcem czy też rozgrzewającej herbacie lipowej, dla każdego coś dobrego. W
Lanckoronie urzeka wszystko od Izby Muzealnej im. profesora Krajewskiego, XIV
wiecznego kościoła św. Jana Chrzciciela w którym znajdziemy ślady różnych epok
- ołtarz główny powstał w późnym renesansie, chrzcielnica i obraz Chrzest
Chrystusa w baroku, a ołtarz boczny w rokoko. Lanckorona, która sama w sobie
jest miejscem niezwykłym zatrzyma Was na dłużej, o ile tylko dacie się do niej
zaprosić. Wspaniała lanckorońska porcelana, Muzeum, kawiarnie. Piekarnia z
dobrymi wypiekami. Mały, spożywczy sklepik, w którym lokalni masarze zostawiają
swoje najlepsze wędliny. Stare uliczki zachęcają i zapraszają obnażając coraz
ciekawsze kolorowe, drewniane domy. Tu czas się rzeczywiście zatrzymał. A może
ktoś odnajdzie w Lanckoronie kawałek siebie i zechce zostać na zawsze…. my
niestety ruszamy dalej , ale z pewnością będziemy pielęgnować wspaniałe
przyjaźnie z mieszkańcami i do Lanckorony wrócimy jeszcze nie raz tym bardziej
że zostawiamy tu nasze serca, tak na wszelki wypadek - bezgranicznie
w niej zakochani. Na zakończenie dodam tylko - prawie wszystkie miejscówki
akceptują pobyt z psami J .