.

.

poniedziałek, 25 czerwca 2018



Słowiańska Noc Świętojańska, zwana Nocą Sobótkową lub Nocą Kupały, jest obecnie kojarzona dość jednoznacznie – kwiat paproci z jednej strony, z drugiej rozpusta, rozwiązłość, przy ognisku, rzecz jasna. Wystarczy wpisać do wyszukiwarki internetowej powyższe hasła, by ujrzeć na monitorze nagie dziewczyny tańczące wokół ogniska. Podpisy nie pozostawiają wątpliwości: „Słowiańskie święto seksu”. Inna rzecz, że artykuły najczęściej są napisane na podstawie Wikipedii. Trudno oprzeć się wrażeniu, że wydawcy internetowi korzystają w ten sposób z okazji by przyciągnąć czytelników jedynie zdjęciem nagich ciał. Tak czy inaczej – zasadne jest pytanie: czy rzeczywiście przy sobótkowych ogniskach dochodziło do zbliżeń, orgii – tak, jak często jest to przedstawiane?
W tym miejscu konieczna jest dygresja. Bardzo często – zapewne dla atrakcyjności przekazu, autorzy publikacji bez cienia wątpliwości, piszą o tym, co działo się w czasach przedchrześcijańskich (gołe panny o wyglądzie modelek, tańczące przy ognisku, jak należy sądzić z kontekstu, pochodzą sprzed X wieku). Tymczasem, rzecz jasna, nie mamy wiarygodnych źródeł pisanych, żadnych relacji, które wskazywałyby na przebieg sobótkowych uroczystości przed tysiącem lat.
Mamy natomiast takie źródła, jeśli chodzi o to, co pozostało ze słowiańskich wierzeń w kulturze ludowej. Bo bezsprzecznym jest fakt, że akurat podczas Nocy Świętojańskiej spotykało się to co pogańskie z tym co chrześcijańskie. Zresztą istota tego spotkania była wieloznaczna i wielowymiarowa. Najogólniej rzecz ujmując, w tę właśnie noc zazębiały się ze sobą i trwały w uścisku dwie sfery życia – sacrum i profanum. Ludzie przeżywali tej nocy szczególne emocje – od religijnych uniesień, przez metafizyczne lęki przed siłami zła, po pożądanie będące swoistym hołdem składanym na ołtarzu ludzkiej natury.
Wczytując się w poszczególne opisy obrzędów Nocy Świętojańskiej, trudno oprzeć się wrażeniu, że jest to bodajże najbardziej niejednoznaczne i przez to – tajemnicze dla nas, współczesnych, święto ludowe. Wracając zaś do seksu, który miałby być jakoś szczególnie praktykowany przy sobótkowych ogniskach – nie są dostępne żadne relacje wskazujące na dzikie orgie, choć i ten aspekt życia jest obecny – i to bardzo wyraźnie, w obrzędowości ludowej związanej z Sobótką. Tylko że zaznacza się w bardziej subtelny sposób niż chcieliby tego autorzy publikujący erotyczne zdjęcia przy okazji artykułów o Nocy Świętojańskiej.
Często wspomina się również o mistyce i religijności tych obrzędów, w których nierzadko kluczową rolę odgrywało przebaczenie win, wybrzmiewała Ewangelia św. Jana. Wszystko to jest jakby bardzo „chrześcijańskie”, zgodne z dychotomicznym pojmowaniem świata, w którym zło nieustannie ściera się z dobrem, a areną walki jest dusza ludzka i otaczający – zupełnie realny przecież, świat. Człowiek –w tym świecie jednoznacznie musi się opowiadać po stronie dobra, rozumianego ewangelicznie.
Tymczasem podczas Nocy Sobótkowej, nagle… jakby następował zwrot o 180 stopni.
Ludzie – ci sami, którzy słuchali Ewangelii i wzajemnie w imię Jezusa odpuszczali sobie winy, ci sami, którzy piętnowali kanię będącą symbolem rozpusty i zepsucia, nagle rozpoczynają grzeszne hulanki.
Czyżbyśmy mieli tu efekt – z jednej strony, działania zbiorowej pamięci o czasach przedchrześcijańskich, z drugiej zaś – rezultat wielowiekowej pracy kaznodziejów?
Już podczas obrzędu ścinania kani, który zapewne rozpoczynał nocne świętowanie, mamy wyraźnie zaznaczony pierwiastek inicjacji, jak należy sądzić, również takiej, która wprost odnosi się do sfery relacji damsko – męskich. Zapewne owa inicjacja kryje się pod postacią eufemizmu: „podczas Nocy Świętojańskiej młodzi pasterze uzyskiwali prawo do uczestniczenia we wszystkich rozrywkach przeznaczonych dla dorosłych członków społeczności”.
Znamienne, że już od samego początku przygotowań do ścinania kani trwają zabiegi o względy płci przeciwnej. Chłopcy, za pomocą kawałków drewna, tzw. kawli, losują wybranki na ten wieczór, które z kolei są zobowiązane do jak najpiękniejszego przystrojenia wstążkami chłopięcych czapek. Również i samo widowisko, odgrywane często przez młodych mężczyzn, ma na celu „zaprezentowanie swych walorów” zgromadzonym wokół dziewczętom – dowcipu i sprawności. Wszak młodzi wiedzieli przecież, że niebawem będą mogli napić się gorzałki i ruszyć do tańca z dziewczętami, a potem, być może… pójść z nimi (albo za nimi) do lasu by odnaleźć kwiat paproci.
Ów mityczny kwiat paproci, który – jak wiadomo, nie istnieje, w wyobraźni ludowej przybierał różne kształty i barwy. Czasem przypominał mieniące się na czerwono szklane oko, innym razem otaczała go świetlista poświata. Rósł w niedostępnych zaroślach, na moczarach. Zakwitał tylko na chwilę, według jednych relacji – między godziną jedenastą a północą, według innych – tuż po północy.
Najistotniejsza jednak jest magiczna moc tej fantastycznej rośliny. Magiczna i prowadząca ku zatraceniu…
Ten, kto odnajdzie kwiat paproci, stanie się bogaty. Wokół rośliny odnajdzie liczne bogactwa, skarby wydobyte z zapadłych zamków itp. Będzie się cieszył doskonałym zdrowiem do późnej starości. Jednak okupi to swoje powodzenie w sposób szczególny: nie będzie już dobrym człowiekiem. Stanie się pyszny, wyniosły, chciwy. Zbliży się w ten sposób do ciemnej strony dychotomicznego świata. 
Mimo to uczestnicy sobótkowych uroczystości, które zdążyły już przerodzić się w hulanki, wyruszali do lasu na poszukiwanie mitycznej rośliny.
Niebezpieczne to było zajęcie. Na poszukujących czyhały czarownice wraz z całą menażerią pomocników – złych duchów, potworów i zjaw. Próbowały sprawić, że poszukujący zgubią się w lesie, pojmać ich. Pod żadnym pozorem nie wolno było oglądać się za siebie. W takim przypadku czekała na człowieka niechybna zguba.
W wielu relacjach powtarzał się ten sam motyw – wyruszali chłopcy z dziewczętami, w parach. Nikt im tego nie mógł mieć za złe. Zgoda na takie nocne przebywanie w lesie, bez świadków, „sam na sam”, usankcjonowana była tradycją – tylko w tę jedną, najkrótszą w roku, noc.
Osobnym pytaniem jest, co młodzi ludzie – zapewne rozgrzani alkoholem i tańcem, robili? Czy rzeczywiście, narażając się na niebezpieczeństwo ze strony czarownic i straszydeł, przetrząsali krzaki w poszukiwaniu mitycznego szczęścia?