.

.

środa, 9 czerwca 2021

                      Czerwcowy weekend był niezłym przedsmakiem wakacji. Już wiem jak będą wyglądać. Będzie drogo i nie zawsze smacznie, a przede wszystkim tłumnie. Niezależnie od tego, na ile zagrożenie wirusem jest aktualne, poszło ono już w niepamięć. Jeszcze gdzieniegdzie widać ślady. Pleksa oddzielająca sprzedawców w sklepach. Pojemniki z płynem do dezynfekcji dłoni, zadziwiająco często puste. Wymięte kartki z liczbą osób, jaka może przebywać w pomieszczeniu, od dawna już nieaktualne. Coraz częściej przypominają one powyborcze plakaty, których ktoś zapomniał zdjąć i na które nikt już nie zwraca uwagi. To nie jest tylko domena Polski. Oglądam relacje z Włoch czy Hiszpanii, sycąc wzrok obrazkami pełnych kawiarni i zatłoczonych bulwarów.

A co z prognozami o tym, że po pandemii „świat już nie będzie taki sam”? Cóż, prawdopodobnie byliśmy w błędzie. W „Polityce” czytam wywiad z Martinem Krygierem, profesorem prawa i teorii społecznej na Uniwersytecie Nowej Południowej Walii w Sydney. Mówi:

„Świat nigdy nie jest całkiem inny. Nawet gdy zmiany są tak ogromne jak teraz i nic nie może zostać w pełni takie, jakie było. Kłopot polega na tym, że kiedy wybucha kryzys, bardzo ostro widzimy wszystko, co się zmienia, a tracimy z oczu to, co jest niezmienne. (…) Czy świat po 11 września 2001 r. stał się kompletnie inny? Czy świat po SARS-2 będzie kompletnie inny? Wiele się zmieni, ale (…) dużo więcej zostanie po staremu, niż będzie po nowemu.”

Zazwyczaj po prostu potrzebujemy chwili, by przyzwyczaić się do nowej sytuacji, i żyjemy dalej. Historia pokazuje, że jesteśmy gatunkiem niezwykle elastycznym. Być może więc za kilka lat rok 2020 będziemy po prostu wspominać jako dziwny moment, w którym byliśmy na długo zamknięci w domu.