.

.

wtorek, 20 stycznia 2015

Dariusz ...

Dariusz kot .... dziwny z niego jegomość, nie całkiem młody , niby chodzi własnymi ścieżkami ale zawsze wita wszystkich domowników w drzwiach. Uwielbia pieszczoty ale tylko wtedy kiedy ma na to ochotę, wtedy przyjdzie sam i się o nie prosi. A do tego doskonały z niego kuchenny asystent .... Być może część pamięta jak trafił pod nasz dach - wtedy jeszcze jako Pani Kocica ;-) , z czasem okazało się że to jest kocur kastrat i dostał od Wojciecha imię Dariusz. Pomyśleć że kiedy pierwszy raz przekroczył nasz próg był to sam szkielecik obciągnięty liniejącym futrem. A teraz , straszna klucha się z niego zrobiła ..... , zresztą co się dziwić , przy jego apetycie .





Dziękuję Ojcu Leonowi Knabit Emotikon heart





wtorek, 13 stycznia 2015

Najchętniej zająłbym się teraz czymś zupełnie innym, jednak coś złapało mnie mocno, przywlokło przed komputer i nakazuje -  pisz!!! To chyba dzisiejszy totalny brak zajęć , jakiejś pustki w głowie - siedzę i kombinuję, by nie wypadło patetycznie.
 Przed wczoraj rozpętałem burzę felietonem  na temat ksenofobii , islamofobii – tylko w przypadku osób które przeczytały tekst bez zrozumienia , bez uwagi na interpunkcję. Felieton się spodobał i wzbudził szerokie zainteresowanie - ale ostatecznie w wyniku szumu ostatecznie nie trafi do wydruku – bo cenię sobie spokój wobec mojej osoby J został przeze mnie wycofany. Doszedłem również do wniosku że brak jest jeszcze  tolerancji  w naszym kraju. Nie mówię tu o wyznaniach ale o ludziach , każdego uchodźca generalizowanego i postrzeganego jako terrorystę.  A co z 700 tysiącami osobami, rodzinami wygnanymi z Palestyny ze strefy wojny. Temat rozległy i nie mnie rozstrzygać spory tych postawionych na górze. Co do jednego jestem pewien , że korzystając z okazji w krajach zgadzających się na manifestacje którym głównym zadaniem jest zrobienie „czystki etnicznej „  wygnania muzułmanów przy okazji ucierpią też inni uchodźcy. Każdy kraj boryka się z kryzysem , brakiem pracy i źródeł utrzymania rodziny – nie będą patrzeć czy jest to muzułmanin czy inny – oberwie każdy emigrant, to tylko kwestia czasu. Przemoc rodzi przemoc i nigdy nie dojdzie do porozumienia jeżeli żadna ze stron nie pójdzie na kompromis.
Ale wracając do tematu , pomimo sporadycznych zapisków na tym blogu jest część osób czytających te jakże nie często pojawiające się wpisy i cieszy mnie fakt otrzymywanych na skrzynkę komentarzy  - " zapiski na tym blogu pozwalały mi uwierzyć, że moje marzenia mogą się spełnić, dodawały sił w chwilach zwątpienia" , „ …..zaczęłam inaczej spoglądać na świat …..” , „ …… w małym mieście też się da pożytecznie wykorzystać czas …”  itd. itd. W takim razie pierwszy raz pójdę na odstępstwo i  napiszę co pozwala mi realizować niewielka część moich marzeń.

Oczywiście rozpoczniemy wrzuceniem do tego całego tygla lenistwo - jestem bardzo leniwy i wciąż muszę się wręcz niewolniczo poganiać, bez litości i pardonu. Ja się po prostu zmuszam! Każdego dnia, w każdej sekundzie! Najpierw wymyślam, potem się jak sadystyczny ekonom poganiam, mentalnym pejczykiem, do realizacji. W trudzie i znoju! I cały czas marzę o tym leżeniu...  na jakiejś sielskiej wsi z dala od małomiasteczkowości , od ludzi – tylko ja i moja rodzina. Do przepisu użyjemy również jakiś cel  i zmuszenie się  do uczynienia pierwszego kroku – w tym pomaga mi pewien defekt mózgu jaki  posiadam: nie potrafię realnie postrzegać sytuacji - nie przychodzi mi do głowy żadna wątpliwość, nie widzę przeszkód, kiedy się pojawiają - jestem zdziwiony. Jest już jednak za późno by się wycofać, zatem poganiam się i zmuszam do rozwiązywania problemów i zazwyczaj daję radę. Oczywiście kosztem upiornej pracy i zmęczenia... Niezbędnym składnikiem jest również upierdliwość w szczegółach bo w moim chorym widzeniu świata, na owych szczegółach opiera się efekt końcowy. Po tym padole chodzi parę osób, które miały ze mną do czynienia - z pewnością nie wspominają mnie czule i na myśl o spotkaniu ze mną chętnie uciekłyby z krzykiem. Z pewnością daleko. Dlaczego Pani A  ze mną wytrzymuje, mimo wysiłków, nie udało mi się zrozumieć.  Kolejno dorzucamy konsekwencję. Gotowy jestem dojść do celu po własnym trupie. Pewnie kiedyś się wykończę. A do tego w parze idzie straszliwy upór! Jak się na coś uprę to wbrew rozsądkowi, porządkowi tego świata i wszystkiemu co żyje, prę jak taran do przodu. Uciążliwe jest to sakramencko, męczące i - co tu dużo mówić - nieatrakcyjne towarzysko. Nie dopuszczam do siebie żadnej innej myśli, nie ma takiej opcji - fiksuję na jakiś temat i katorżniczo nad nim pracuję. Często w trakcie takiej pracy nie docierają do mnie bodźce zewnętrze jak mowa ludzka czy machanie ręką przed oczami. Choć czasem nieźle potrafię walnąć drzwiami . Hmm  wierząc w siebie  kompletnie nie przejmuję się tak zwaną "ludzką opinią". Słowa krytyki spływają po mnie jak po kaczce. Jeśli ktoś chce dopiec mi złośliwym słowem to może się nie wysilać, wcale mnie to nie dotyka. Robię swoje. Zawsze dotrzymuję słowa, nawet wtedy gdy zmieniają się okoliczności i dotrzymanie zobowiązań kosztuje mnie więcej wysiłku, pieniędzy czy czasu. Nie wycofuję się. Słowo dane, koniec, kropka!  I nie zapominajmy o naiwności – tak jestem naiwny i wierzę w dobre ludzkie intencje. Wierzę tak głęboko, że ich brak zaskakuje mnie za każdym razem i zadziwia. Nie wspomnę też że ich brak wyprowadza mnie z równowagi. I jeszcze …..tak żyję w straszliwym mentalnym chaosie. Nie umiem i nie chcę być poukładany. Z chaosu tego, z gonitwy myśli wszelakich, wydobywają się na światło dzienne - pomysły. Potem już tylko pozostaje je zrealizować... A na sam koniec wrzucamy zasady – uczciwe i jasne – bo totalnie nienawidzę matactwa, lewizny, brania kasy za nic,  a jeżeli jeszcze dojdą do tego „kryptoreklamy” -  aby pod przykrywką czegoś dobrego reklamować swoje firmy i tym sposobem czerpać z tego korzyści (mowa tu oczywiście o czynach charytatywnych które jak sama nazwa wskazuje mają nie przynosić korzyści materialnych – a jedynie duchowe ) to potrafię dowalić krytyką.  I przepis na mękę gotowy ;-) .  
A kiedy pomimo tego - "Nawet jeśli wydaje się, że nasze starania przez całe lata nie przynoszą żadnego rezultatu, pewnego dnia światło, które jest w dokładnej proporcji do nich, przepełni naszą duszę." - jak napisał Simone Weil

Spodziewam się, że tymi wyznaniami czynionymi z przymrużeniem oka, i tak udało mi się zrazić do siebie nawet najwytrwalsze i najżyczliwsze osoby.