.

.

środa, 30 listopada 2011

Home and the music ....

Wciąż go szukamy....

Mimo, iż każdy z nas przeżywa własne życie na swój sposób, łączy te istnienia jeden wspólny cel: poszukujemy szczęścia. I chociaż co piąty czy szósty miałby problem z jego definicją, to na pytanie czy kiedykolwiek był szczęśliwy, odpowiada potwierdzająco. Ciężko byłoby nam chyba nawet nakreślić właściwą definicję tego stanu. Pani powie, że szczęście to zdany egzamin na prawo jazdy, zaraz po tym jak obleje po raz czwarty. Pan  spod siódemki przyrówna szczęście do wygranej w  Lotka, a dla starszej pani Kowalikowej z mięsnego szczęściem będzie spotkanie z mieszkającą w Chicago córką. Wymieniać dalej nie trzeba, bo byłoby tu tego tyle, ile nas wszystkich na tym świecie.
                        O szczęściu pisano dawno i pisze się dziś. Przetwarza się powszechnie znane prawdy drukując je tym razem na białym papierze, zapisując kodem HTML lub wystukując klawiszami w komórce. Sens zostaje ten sam, zmieniamy tylko formę. Półki księgarni uginają się pod ciężarem literatury podejmującej ten trudny poniekąd temat. Szczęście – 18 tajemnic, dzięki którym unikniesz frustracji. Podręczny samouczek życia radosnego; Szczęście we dwoje –witaminy dla małżonków i tych wszystkich, którzy wspólnie idą przez życie; Feng shui – czyli sposób na szczęście... Takich i podobnych tytułów jest coraz więcej. Wygląda na to, że coraz więcej osób czuje się pewnymi w tym temacie i chcą o nim otwarcie mówić. Tylko czy na pewno to, co mówią, ma swoje odzwierciedlenie w naszym życiu. Czy nie jest tak, że sami wiemy kiedy czujemy satysfakcję i radość a kiedy niezadowolenie? I w tym miejscu żadne poradniki tudzież przewodniki się nie przydadzą.
                       Tyle razy męczyli nas w szkole motywem szczęścia w literaturze. Dramaty Szekspira, komedie Moliera, wiersze Szymborskiej, proza Woltera... Do tego ostatniego wrócę na chwilę. Kandyd – Czytając tę filozoficzną powiastkę, niejednokrotnie pojawia się w naszych głowach pytanie: Jaki sens i cel miało stworzenie tekstu budowanego wbrew wszelkim regułom prawdopodobieństwa? Dlaczego losy bohatera są tak absurdalne? Brniemy jednak dalej mimo oporności tekstu aż do miejsca, w którym odpowiedź na pytanie o celowość istnienia bohatera jest prosta. Kandyd żyje, aby ciągle poszukiwać szczęścia i w końcu je odnaleźć, pomimo nieszczęść, które go spotykają. Wiele dróg prowadzących do szczęścia budowanych jest przez mądrość i Kandyd, jako postać ukrywająca w sobie pokłady treści filozoficznych, dochodzi do tych prawd. Żyje po to, aby wyjść z całej tej przypadkowości dzięki swemu rozumowi, jednocześnie uświadamiając sobie, że ta mądrość i umiejętność sięgania po szczęście bierze się z sumy jego przypadków i doświadczeń. Dlatego też w trakcie lektury zastanawiam się, czy warto dalej tworzyć te niewiele znaczące porady dla nieszczęśliwych. W coraz to nowszych, bardziej kolorowych wydaniach z fotografiami i twardymi okładkami. Przecież wystarczy sięgnąć do wcześniejszych pozycji literackich, by dokładniej (często zadając sobie więcej wysiłku w odczytaniu przekazu – to lubię) zrozumieć problematykę podejmowanego tematu.
                       Motyw wędrówki w utworze staje się jedynie przenośnią. Wcale nie musimy docierać na koniec Świata  aby znaleźć omawiany stan euforii. Zazwyczaj szukamy zbyt daleko, zbyt wysoko i za głęboko, czyli wszędzie tam, gdzie nas nie ma. A czasami wystarczy rozejrzeć się wokół by je zauważyć. Może siedzi na półce opierając się o grzbiety książek, wesoło machając nogami i puszczając zawadiacko oko. Wystarczy tylko się rozejrzeć .

wtorek, 29 listopada 2011

Zatrzymana

Odkąd aparat fotograficzny stał się urządzeniem w miarę mobilnym, obserwować można rzesze zapaleńców w plenerach gorączkowo poszukujących kadru idealnego. Szczególnie w ostatnich latach, w dobie minimalistycznych japońskich cudeniek wielkości pudełka od zapałek i kontrastujących z nimi, monstrualnej wielkości teleobiektywów używanych przede wszystkim przez dobrze opłacanych paparazzi, fotografia nabrała cech dynamicznej relacji, która pozwala na zatrzymanie najważniejszych, najpiękniejszych, czasem najbardziej zaskakujących chwil. Zastanowić się jednak należy, czy powszechność nie odebrała fotografii pewnej wyjątkowości, tajemnicy zatrzymywania czasu…
                         Postęp cywilizacyjny każe zatrzymywać rodzicom każdy krok ich dzieci, więc posłuszni wymogom postępu tatusiowie i mamusie, zamiast bacznie obserwować próby pociech, śledzą je zza błyskającego co jakiś czas pudełka. Jednak, kiedy dziecko upada, pojawia się dylemat – co ratować, szkraba, czy… aparat. Jakże często Polak wybierze to drugie. Dzieciak popłacze, a promocja na taki sprzęt już się nie powtórzy. To oczywiście żart.
                        Zatrzymywanie chwil przeróżnych stało się pasją i źródłem utrzymania wielu ludzi. Zdjęcia ślubne, komunijne, paszportowe, do dowodu, okazjonalne, imieninowe, natury… to tylko niektóre z oferowanych usług. Za dodatkowe opłaty (lub „literek” dla znajomego posiadacza aparatu) można mieć fotografie erotyczne swojej ukochanej lub nawet akty wieloosobowe (nie mylić z pornografią).
                         Przy tej okazji wypadałoby zadać pytanie kolejne: kiedy zdjęcia przestają być sztuką, a zaczynają egzystować jako zupełnie inna forma? Odpowiedź na to pytanie wypadałoby pozostawić komuś, kto nie jest tak wielkim fotograficznym laikiem, jak ja. Przecież nie wypada mi oceniać wartości artystycznej, technicznej, powtarzalności motywu, tak jak nie wypada trzymać łokci na stole. Ale, ponieważ savoir-vivre to sztuka zawiła i częstokroć zapominana, posunę się do nadużycia. A zatem, pijąc z fotograficznej filiżanki, pozwolę sobie na odstawienie małego palca.
Sztuka powinna mieć temat. Prowadzić do czegoś, nawet, jeżeli miałaby funkcjonować jedynie jako ars pro arte. Przeglądając fotografie z tegorocznego finału Grand Press Foto odniosłem wrażenie, że nawet ten nurt został zamordowany ze szczególnym okrucieństwem i pogrzebany.
                            Czy zdjęcie w którym krew leje się rzeką, przesycone na wskroś ludzkimi zwłokami, widok odrąbanej głowy itp.  może zostać uznane za sztukę?
Odkąd aparat fotograficzny stał się urządzeniem w miarę mobilnym, znacznie wzrosła liczba zatrzymań. Zatrzymywani są przypadkowi ludzie i przypadkowe miejsca. Co więcej, zatrzymania te w przerażającej większości prowadzone są nieudolnie. Na szczęście, jeszcze jednak istnieją zatrzymujący, którzy wykonują swoją pracę perfekcyjnie. Nie rzucając się w oczy prowadzą długotrwałe obserwacje i poszukiania, szkolą warsztat, uczą się od najlepszych, dobierają odpowiedni sprzęt. Oni nie ujawniają się zbyt szybko. Ale kiedy już znajdą to, czego szukali, mogą być pewni napisanego następnie raportu: śledztwo zakończono. Zatrzymana: kadr idealny.
Szkoda, że do takich osób nie należy większość autorów uhonorowanych w tym roku, bądź co bądź, prestiżowa nagrodą.


sobota, 19 listopada 2011


Jestem w domu i nawet nie wiecie jak się cieszę z tego prozaicznego powodu :))) Cisza, rodzina, muzyka, słońce, powietrze.........