.
piątek, 31 października 2014
czwartek, 30 października 2014
Pokolenie elektroniki użytkowej ...
Kiedy
patrzę na relacje międzyludzkie mojego 15-letniego syna widzę , że on najlepiej
porozumiewa się z takimi chłopaczkami między 20 a 30 rokiem życia. O ile nigdy
nie było jeszcze takiej przepaści technologicznej między rodzicami a dziećmi,
to również nigdy nie było takiego porozumienia między pokoleniem dziesięcio- i dwudziestoparolatków.
Z niezrozumieniem obserwuję takie tandemy, wtulone w siebie ponad jednym
I-padem czy innym gadżetem służącym szerokorozumianej rozrywce.
Te
szczególne relacje juniora zaczynam lepiej rozumieć w trakcie wizyt w sieciówce
ze wspomnianymi niezbędnymi do życia gadżetami. Oczywiście wiem, że nazywa się
to ipod touch, tylko się tak z kokieteryjną protekcjonalnością dystansuję, bo,
szczerze mówiąc, nie rozumiem połowy funkcji tego urządzenia.
Po
wejściu do sklepu zostajemy otoczeni przez sprzedawców, ale ponieważ chcemy obejrzeć
konkretną rzecz, to konkretna pomoc jest
mile widziana. Z nami jest jeszcze kolega dziecka. Sprzedawca przestaje na mnie
zwracać uwagę. Obserwuję więc tylko rozwój sytuacji i ogarnia mnie zachwyt.
Przez prawie godzinę cała uwaga – najpierw jednego, potem dwójki – młodych
sprzedawców skupia się na moim synu i jego koledze, którzy przyszedł z własnym
aj-bla-bla. Na oko mają przynajmniej po
25 lat.
Pytania
młodszych traktują z najwyższym profesjonalizmem. Żadnego tam protekcjonalnego
„w czymże mogę wielce szanownym panom pomóc?” ani cukierkowatego mizdrzenia
się: „a co też skarbeńki chcecie?”.
Nie
mam wielu złudzeń co do czystości intencji kolejnych wcieleń Steve’a Jobsa – bo
w ogóle nie wierzę w czyste intencje korporacji. Wychodzę jednak z założenia,
że każdy ma prawo do swojej porcji hipokryzji. Domyślam się, że pracownicy są
szczegółowo poinstruowani w obsłudze klienteli z drugiej klasy gimnazjum – nie
sprawdzałem statystyk, ale podejrzewam, że stanowi ona jakieś 25 proc.
korzystających z przeróżnych aj-cudów. A przecież te dzieci rosną i będą
wracać, już bez taty.
Kiedyś
sami byliśmy dziećmi i wysłuchiwaliśmy: „ja w twoim wieku”… Bla bla bla.
Obowiązek
rodzicielski nakazuje nam od czasu do czasu rzucić: „Wojtek, do książki!”, „Wika
na angielski!”. Po czym, zaspokoiwszy kłopotliwe poczucie obowiązku, oddajemy
się własnej aktywnej działalności elektronicznej, co jakiś czas prosząc Wojtka o
zainstalowanie sterowników albo wyjaśnienie, która ładowarka do czego służy.
Wtyczki w naszych ścianach zaczynają przypominać włochate uszy paskudnego
dziada. Rozkrzaczone kable mnożą się chyba między sobą, a my brodzimy w tym
kłębowisku rozpusty bezradni jak… no nie, nie jak dzieci – dzieci wołamy do pomocy.
Grunt
usuwa się nam spod nóg, pokolenia się przesunęły, nie nadążamy za tym
wszystkim. Boimy się już nawet spytać takiego małolata, kim chce być, gdy
dorośnie, bo sami nie bardzo już wiemy, kim chcemy być za 15 lat. Bo że nie
będziemy tym, kim jesteśmy teraz – jest prawie pewne. Zapędziliśmy się w kozi
róg.
Mój
zachwyt w sklepie z elektroniką użytkową wywołany jest obserwacją , że
sprzedawcy od Jobsa traktują tych 15-latków z autentycznym, hmm… szacunkiem. I
niech mi tu nie wyskakują pogromcy bachorów, że teraz to gówniarzom się
wszystko należy i jeszcze szacunek im się należy. Ja tam wychodzę z założenia,
że szacunek człowiekowi należy się od urodzenia, a reszta, z odrobiną
kindersztuby, przyjdzie sama.
O
czym warto pamiętać, bo przesuniecie pokoleń, bo coś ze sobą trzeba będzie
zrobić do 67 roku życia, i takie tam jeszcze… bla bla bla.
wtorek, 28 października 2014
niedziela, 26 października 2014
wtorek, 21 października 2014
poniedziałek, 20 października 2014
niedziela, 19 października 2014
Subskrybuj:
Posty (Atom)