.
niedziela, 16 października 2016
czwartek, 13 października 2016
Czarny poniedziałek ...
Czarny
protest – męski punkt widzenia
Tak,
to był prawdziwy i ….. udany czarny poniedziałek. Takiego zrywu narodu- bo nie
tylko brały w nim udział kobiety, było też dużo mężczyzn -w naszym małym
mieście nie pamięta nikt, a w skali kraju to był totalny pogrom.
Zapewne
nikt się nie spodziewał, że „Czarny protest” zatoczy tak szerokie kręgi i
obejmie nie tylko politycznych przeciwników, ale przede wszystkim zwykłych –
nie zwykłych ludzi myślących, nie szufladkujących całej akcji do jednego worka
pod nazwą aborcja. Nie o to tu chodziło jak co niektórzy myślą. Polskie kobiety
powiedziały jasno- dość ideologicznemu
dyktatowi i moralnemu szantażowi, jaki próbuje stosować wobec nich władza kościelna rękami władzy świeckiej– jesteśmy
ludźmi myślącymi- chcemy mieć wybór- czuć się bezpiecznie- i chcemy mieć dzieci
…… tak tak - tu również chodziło o finansowanie In vitro, a o tym za sprawą
osób marginalizujących wszystko do aborcji w mediach było niewiele. Nie godzą się być zakładniczkami
ambicjonalnych przepychanek obecnie sprawujących rządy na umownym terytorium
prawa aborcyjnego. Zapamiętajcie - w sprawie tej chodzi w pierwszym rzędzie o
godność i bezpieczeństwo polskich kobiet i praktyczna kwestia aborcji nie
wyczerpuje jej znaczenia, a czarny protest, choć ogólnikowo określany mianem
„skupionego na niebezpieczeństwie zaostrzenia prawa aborcyjnego”, ma wymiar
znaczenie szerszy i sens głęboko polityczny (to moja prywatna opinia bo nie da
się tego „odpolitycznić” – Ustawy to jednak realna polityka).
Jako
„siedzący” w temacie jestem świadomy, że w różnych miastach nacisk
protestujących na poszczególne „zakazy”, a raczej domniemana chęć ich
wprowadzenia był różnorodny, ale jak już wspominałem nie można tego
marginalizować. Owszem prawo aborcyjne jest ważne, ale nie bardzo ważne. Realia
aborcji tylko w nieznacznym stopniu determinowane są przez przepisy prawa. Nie
od dziś wiadomo, że czym bardziej są one
restrykcyjne, tym aborcja swobodniej funkcjonuje – w „podziemiu” lub w formie
„turystyki aborcyjnej”. Z pewnością całkowity jej zakaz może sprowadzić cierpienia
na pewną liczbę kobiet, u których
wykryto ciężkie uszkodzenia płodu i poddano by nadzorowi, odstraszającemu od
aborcji po tylko by dowiedziały się , że płód ma wadę genetyczną, jest
uszkodzony, dziecko nie wyzdrowieje, będzie cierpieć i wkrótce umrze. Nadal
jednak prawie wszystkie aborcje będą dokonywane poza prawem i nadal będzie ich
bardzo nie wiele. Zależność jest oczywista - liczba dokonywanych aborcji nie
zależy bowiem od restrykcyjności zakazów aborcji, ilości rozwijających się
uszkodzonych płodów w łonie matki itp.
lecz przede wszystkim od dostępu do antykoncepcji i co jest w tym przypadku
najważniejsze - kultury seksualnej
społeczeństwa, opartej na powszechnej prawidłowo prowadzonej edukacji
seksualnej i …. OPIECE. Bo nie żyjemy w państwie opiekuńczym. Żyjemy w
państwie, które jest jak surowy ojciec - wymaga, karze, ocenia, nakazuje i krytykuje. Nie potrafi przytulić. Nie
potrafi powiedzieć: widzę, że masz problem, jak mogę ci pomóc? A państwo
opiekuńcze sprawia, że ludzie czują się bezpieczni. Nie skazuje na bezsensowne
cierpienie. W opiekuńczym lekarze informują, że może urodzić dziecko, może je
urodzić i oddać jeśli nie ma partnera, lub może być samotną matką i władze
dołożą wszelkich starań aby żyła godziwie, a
nie jak do tej pory na marginesie społeczeństwa. Może również urodzić
dziecko chore , a państwo obejmie je opieką lekarską, społeczną, pomoże w
edukacji itd. itd. Powinno również terminować ciążę. Jeśli kobieta chce być
matką, a ma problemy zdrowotne, państwo jej pomoże - zapewni leczenie, w pełni
sfinansuje in vitro, profesjonalną opiekę medyczną i godziwy poród. To wszystko
jest realne i wykonalne. Wystarczy tylko chcieć i skupić się na tym czego w
rzeczywistości społeczeństwo oczekuje, trzeba słuchać narodu i nie dzielić, bo
czara goryczy się przelała – tak tak na protestach byli również wasi wyborcy.
Tyle,
może w ramach wyjaśnienia. A co do męskiej części protestu to jako jednostka
rodziny i partnerzy swoich kobiet powinniśmy walczyć o ich prawa, chodzić na
demonstracje przyłączyć się do strajku i brać urlop na żądanie. Bo o ile sam
współudział w proteście to jedno, to męska odmiana protestu znacząco przyczyni
się do zauważenia , że prawa kobiet bez których przecież nie było by rodziny to
sprawa całego społeczeństwa, a nie tylko jego połowy. Tak więc drodzy panowie
wspierajmy nasze kobiety na co dzień nie tylko od święta. Bez Nich byłoby
smutno - w ogóle by nic nie było, nas
też ;-)
środa, 12 października 2016
Co TAM właściwie jest ?
Listopad a w szczególności dwa pierwsze dni miesiąca
mają przypisaną silną tęsknotę. Oczywiście w znaczeniu umownym, bo przecież
jeśli się za kimś tęskni, to tęskni się na pełen etat, nie tylko od święta. Ale
przyjmijmy że jest to w tych dniach taka tęsknota zbiorowa, ustawowa, generująca
bardziej niż zwykle odczuwalne refleksje o przemijalności. Bo przecież jesteśmy
tu tylko na chwilę. Rozwijając temat nasuwa się bardzo wiele pytań … Stałem
wczoraj nad grobem mojego dziadka. Zacząłem się nagle zastanawiać, co On tam
teraz robi? Czy się nudzi? Czy robi dokładnie to, co tutaj? Czy w ogóle zmienił
się coś przez te parę lata? Czy tam postępuje proces starzenia? Jak tam jest,
PO TAMTEJ STRONIE ? Nie ma kogo podpytać. TAM się po prostu idzie i słuch po
człowieku ginie. Ważne jest jednak to, żeby nie ginęła pamięć. I trzeba robić
wszystko, póki się żyje, żeby nikt nas nie zapamiętał źle. I w razie czego ―
żyć tak, jakby TAM nic nie było, jakby to życie, które mamy tutaj było jedyne i
niepowtarzalne. A tak nawiasem mówiąc to zawsze przy remoncie, czy też
malowaniu, z żoną wspominamy dziadka, wtedy szczególnie, zawsze lubił być obecny
przy pracach i patrzył czy aby dokładnie zrobione. Chyba gdzieś podobne pytania zadawała również Agnieszka Osiecka,: Czy się
tam sieje zboże? Czy się po prostu trwa? Czy jest tam jakieś morze? Czy jest
taki ktoś jak ja? Pani Agnieszka i mój dziadek , dziadkowie i babcia już wiedzą, jak tam jest. Ale Pani Agnieszka to też jest dla mnie przykład osoby, o której
mówię, że nie ma jej, bo chwilowo zmieniła adres. Nie ma jej ― gdyż ONA
jedynie/tylko umarła. Co zupełnie nie przeszkadza jej żyć bardzo intensywnie w
naszej pamięci i w swoich wierszo-piosenkach które mimochodem zawsze z jakiegoś
dla mnie powodu kojarzą się z listopadem. Pamiętajmy o tych, którzy byli dla
nas bliscy. Pamiętajmy o nich wciąż, naturalnie, tak jak pamiętamy o tych,
którzy ciągle żyją, a których z powodów odległościowych ― nie ma obok. Bo
właśnie chwilowo zmienili adres. Przypominajmy sobie, zupełnie znienacka i bez
powodu ich uśmiechy, słowa i sytuacje z nimi związane. Pamiętajmy, z żywymi
idąc naprzód ― w tej pamięci znajdując także powód do życia. Bo czyż nie jest
tak, że im bliższą nam osobę tracimy, tym większy tracimy kawałek siebie? Niech
nic od nas nie odpada…
Subskrybuj:
Posty (Atom)