.

.

czwartek, 13 października 2016

Czarny poniedziałek ...




Czarny protest – męski punkt widzenia

Tak, to był prawdziwy i ….. udany czarny poniedziałek. Takiego zrywu narodu- bo nie tylko brały w nim udział kobiety, było też dużo mężczyzn -w naszym małym mieście nie pamięta nikt, a w skali kraju to był totalny pogrom.
Zapewne nikt się nie spodziewał, że „Czarny protest” zatoczy tak szerokie kręgi i obejmie nie tylko politycznych przeciwników, ale przede wszystkim zwykłych – nie zwykłych ludzi myślących, nie szufladkujących całej akcji do jednego worka pod nazwą aborcja. Nie o to tu chodziło jak co niektórzy myślą. Polskie kobiety powiedziały jasno-  dość ideologicznemu dyktatowi i moralnemu szantażowi, jaki próbuje stosować wobec nich władza  kościelna rękami władzy świeckiej– jesteśmy ludźmi myślącymi- chcemy mieć wybór- czuć się bezpiecznie- i chcemy mieć dzieci …… tak tak - tu również chodziło o finansowanie In vitro, a o tym za sprawą osób marginalizujących wszystko do aborcji w mediach było niewiele.  Nie godzą się być zakładniczkami ambicjonalnych przepychanek obecnie sprawujących rządy na umownym terytorium prawa aborcyjnego. Zapamiętajcie - w sprawie tej chodzi w pierwszym rzędzie o godność i bezpieczeństwo polskich kobiet i praktyczna kwestia aborcji nie wyczerpuje jej znaczenia, a czarny protest, choć ogólnikowo określany mianem „skupionego na niebezpieczeństwie zaostrzenia prawa aborcyjnego”, ma wymiar znaczenie szerszy i sens głęboko polityczny (to moja prywatna opinia bo nie da się tego „odpolitycznić” – Ustawy to jednak realna polityka).
Jako „siedzący” w temacie jestem świadomy, że w różnych miastach nacisk protestujących na poszczególne „zakazy”, a raczej domniemana chęć ich wprowadzenia był różnorodny, ale jak już wspominałem nie można tego marginalizować. Owszem prawo aborcyjne jest ważne, ale nie bardzo ważne. Realia aborcji tylko w nieznacznym stopniu determinowane są przez przepisy prawa. Nie od dziś wiadomo, że  czym bardziej są one restrykcyjne, tym aborcja swobodniej funkcjonuje – w „podziemiu” lub w formie „turystyki aborcyjnej”. Z pewnością całkowity jej zakaz może sprowadzić cierpienia na pewną  liczbę kobiet, u których wykryto ciężkie uszkodzenia płodu i poddano by nadzorowi, odstraszającemu od aborcji po tylko by dowiedziały się , że płód ma wadę genetyczną, jest uszkodzony, dziecko nie wyzdrowieje, będzie cierpieć i wkrótce umrze. Nadal jednak prawie wszystkie aborcje będą dokonywane poza prawem i nadal będzie ich bardzo nie wiele. Zależność jest oczywista - liczba dokonywanych aborcji nie zależy bowiem od restrykcyjności zakazów aborcji, ilości rozwijających się uszkodzonych  płodów w łonie matki itp. lecz przede wszystkim od dostępu do antykoncepcji i co jest w tym przypadku najważniejsze -  kultury seksualnej społeczeństwa, opartej na powszechnej prawidłowo prowadzonej edukacji seksualnej i …. OPIECE. Bo nie żyjemy w państwie opiekuńczym. Żyjemy w państwie, które jest jak surowy ojciec - wymaga, karze, ocenia, nakazuje  i krytykuje. Nie potrafi przytulić. Nie potrafi powiedzieć: widzę, że masz problem, jak mogę ci pomóc? A państwo opiekuńcze sprawia, że ludzie czują się bezpieczni. Nie skazuje na bezsensowne cierpienie. W opiekuńczym lekarze informują, że może urodzić dziecko, może je urodzić i oddać jeśli nie ma partnera, lub może być samotną matką i władze dołożą wszelkich starań aby żyła godziwie, a  nie jak do tej pory na marginesie społeczeństwa. Może również urodzić dziecko chore , a państwo obejmie je opieką lekarską, społeczną, pomoże w edukacji itd. itd. Powinno również terminować ciążę. Jeśli kobieta chce być matką, a ma problemy zdrowotne, państwo jej pomoże - zapewni leczenie, w pełni sfinansuje in vitro, profesjonalną opiekę medyczną i godziwy poród. To wszystko jest realne i wykonalne. Wystarczy tylko chcieć i skupić się na tym czego w rzeczywistości społeczeństwo oczekuje, trzeba słuchać narodu i nie dzielić, bo czara goryczy się przelała – tak tak na protestach byli również wasi wyborcy.
Tyle, może w ramach wyjaśnienia. A co do męskiej części protestu to jako jednostka rodziny i partnerzy swoich kobiet powinniśmy walczyć o ich prawa, chodzić na demonstracje przyłączyć się do strajku i brać urlop na żądanie. Bo o ile sam współudział w proteście to jedno, to męska odmiana protestu znacząco przyczyni się do zauważenia , że prawa kobiet bez których przecież nie było by rodziny to sprawa całego społeczeństwa, a nie tylko jego połowy. Tak więc drodzy panowie wspierajmy nasze kobiety na co dzień nie tylko od święta. Bez Nich byłoby smutno -  w ogóle by nic nie było, nas też  ;-)


środa, 12 października 2016



Co TAM właściwie jest ?


Listopad a w szczególności dwa pierwsze dni miesiąca mają przypisaną silną tęsknotę. Oczywiście w znaczeniu umownym, bo przecież jeśli się za kimś tęskni, to tęskni się na pełen etat, nie tylko od święta. Ale przyjmijmy że jest to w tych dniach taka tęsknota zbiorowa, ustawowa, generująca bardziej niż zwykle odczuwalne refleksje o przemijalności. Bo przecież jesteśmy tu tylko na chwilę. Rozwijając temat nasuwa się bardzo wiele pytań … Stałem wczoraj nad grobem mojego dziadka. Zacząłem się nagle zastanawiać, co On tam teraz robi? Czy się nudzi? Czy robi dokładnie to, co tutaj? Czy w ogóle zmienił się coś przez te parę lata? Czy tam postępuje proces starzenia? Jak tam jest, PO TAMTEJ STRONIE ? Nie ma kogo podpytać. TAM się po prostu idzie i słuch po człowieku ginie. Ważne jest jednak to, żeby nie ginęła pamięć. I trzeba robić wszystko, póki się żyje, żeby nikt nas nie zapamiętał źle. I w razie czego ― żyć tak, jakby TAM nic nie było, jakby to życie, które mamy tutaj było jedyne i niepowtarzalne. A tak nawiasem mówiąc to zawsze przy remoncie, czy też malowaniu, z żoną wspominamy dziadka, wtedy szczególnie, zawsze lubił być obecny przy pracach i patrzył czy aby dokładnie zrobione.  Chyba gdzieś podobne pytania  zadawała również Agnieszka Osiecka,: Czy się tam sieje zboże? Czy się po prostu trwa? Czy jest tam jakieś morze? Czy jest taki ktoś jak ja? Pani Agnieszka i mój dziadek , dziadkowie i babcia  już wiedzą, jak tam jest. Ale Pani Agnieszka  to też jest dla mnie przykład osoby, o której mówię, że nie ma jej, bo chwilowo zmieniła adres. Nie ma jej ― gdyż ONA jedynie/tylko umarła. Co zupełnie nie przeszkadza jej żyć bardzo intensywnie w naszej pamięci i w swoich wierszo-piosenkach które mimochodem zawsze z jakiegoś dla mnie powodu kojarzą się z listopadem. Pamiętajmy o tych, którzy byli dla nas bliscy. Pamiętajmy o nich wciąż, naturalnie, tak jak pamiętamy o tych, którzy ciągle żyją, a których z powodów odległościowych ― nie ma obok. Bo właśnie chwilowo zmienili adres. Przypominajmy sobie, zupełnie znienacka i bez powodu ich uśmiechy, słowa i sytuacje z nimi związane. Pamiętajmy, z żywymi idąc naprzód ― w tej pamięci znajdując także powód do życia. Bo czyż nie jest tak, że im bliższą nam osobę tracimy, tym większy tracimy kawałek siebie? Niech nic od nas nie odpada…