Po latach wnikliwego przyglądania się światu, mogę z
całą pewnością stwierdzić, iż ze względu na podejście do Świąt Bożego
Narodzenia, polskie społeczeństwo można podzielić na dwa przeciwne obozy. Jako
obiektywny obserwator potrafię docenić zarówno argumenty zwolenników, jak i
postulaty przeciwników, ponieważ są równoważne. Ludzie nienawidzący Świąt
buntują się przeciw ich całkowitej komercjalizacji w obecnych czasach,
przeciwko nakazom, które dyktuje nam nasza polska tradycja. Nie widzą powodu,
dla którego mieliby spotykać się przy wspólnym stole z osobami, z którymi na co
dzień nie mają żadnego kontaktu, lub których po prostu nie lubią i nie szanują.
Zresztą boją się tego rodzinnego biesiadowania, gdyż często w takich sytuacjach
pada szereg niewygodnych pytań o przyszłość bliższą lub dalszą, o sprawy
całkowicie prywatne, a na które z reguły nikt nie ma ochoty odpowiadać. Poza
tym są zdania, iż zachowanie większości ludzi jest podyktowane sztucznością i
pozerstwem i trudno doszukać się w nim jakichkolwiek szczerych intencji, u
podstaw których leżałaby miłość do bliźniego. Do przedstawianego tutaj obozu
należą również osoby samotne lub takie, które straciły kogoś bliskiego, czy też
przeżyły jakąś tragedię i raczej nie są w nastroju do świętowania. Takim ludziom
Święta kojarzą się jedynie ze smutkiem, pustką i brakiem zrozumienia przez
otaczający ich świat. Natomiast zwolennicy kochają Święta Bożego Narodzenia za
ich magię i rodzinną atmosferę. W tej grupie znajdują się również Katolicy,
którzy doświadczają wielkich duchowych przeżyć związanych z jednym z
najważniejszych Świąt w religii chrześcijańskiej. Członkom tego obozu nic nie
jest w stanie popsuć dobrego nastroju i raczej trudno jest im zrozumieć
argumentację przeciwników. Ludzie ci okrągły rok czekają na te niepowtarzalne
trzy dni, z którymi kojarzą im się takie pojęcia, jak miłość, pojednanie,
pamięć o drugim człowieku, stawianie innych i ich kłopotów na pierwszym planie.
Podchodząc do problemu bardziej subiektywnie, osobiście należę do grona gorących
zwolenników tego Święta. Cały grudzień jest dla mnie zaczarowanym miesiącem.
Uwielbiam rodzinną wyprawę po choinkę, jej zapach, wszystkie migające i
świecące się wystroje, świąteczne piosenki puszczane w radiu, wszelakie
pyszności pieczołowicie przygotowywane przez mamę i babcię, perfekcyjną
czystość w każdym kącie domu, a nade wszystko kocham obdarowywać bliskich
prezentami i widzieć ich szczerą radość. Jednak powie ktoś, że to wszystko jest
tylko kruchą, słodką polewą na świątecznym pierniku. Z ręką na sercu całkowicie
zgodzę się z tym twierdzeniem. Przecież tak naprawdę jest to święto miłości i
wybaczenia i daje nam niezwykłą możliwość zaczęcia wszystkiego od nowa. Mój
ogromny sentyment do ostatniego miesiąca roku spowodowany jest nie całą tą
komercyjną, a czasem wręcz kiczowatą otoczką, jaka towarzyszy Świętom, lecz
wiąże się z ciągłym doświadczaniem ludzkiej życzliwości. Właśnie dlatego jest
to tak magiczny i niepowtarzalny czas. Tak się zawsze dziwnie składa, iż
potrafimy wówczas wykrzesać w sobie ogromne pokłady cierpliwości, łatwiej
przychodzi nam pójście na kompromis, jesteśmy w stanie wybaczyć drugiemu
człowiekowi to, co tkwiło w naszym sercu jak zadra przez wiele lat. Po kilku
miesiącach nieobecności do naszego codziennego słownika znów wracają takie
słowa jak: przepraszam, kocham, proszę, dziękuję. Mimo, iż są to najczęściej
mroźne i śnieżne dni, to są one najcieplejszymi w roku z powodu ludzkiej
dobroci. Niestety z żalem muszę stwierdzić, iż wraz z uschniętą choinką
wyrzucamy na śmietnik wszystkie te ciepłe uczucia i wracamy do szarego,
smutnego życia, zapominając o tym, że mieliśmy zacząć od nowa, mieliśmy być
lepsi. Przez jedenaście miesięcy kolejnego roku denerwujemy się drobnostkami,
przeklinamy wszystkich i wszystko, kłócimy się z błahych powodów. Zapominamy o
bliźnich i ich problemach. Gonimy za złudnym szczęściem, gubiąc gdzieś po
drodze to, co w życiu jest najważniejsze. Tak mijają dni, miesiące, lata, ale
podczas każdych kolejnych Świąt mamy szczere chęci się zmienić. Niestety na
chęciach najczęściej poprzestajemy. Jako zwolennik Świąt Bożego Narodzenia
postuluję, aby trwały one przez dwanaście miesięcy. Oczywiście nie marzę o tym,
aby w radiu grali nam codziennie kolędy, żeby przez okrągły rok stały w domach
choinki, a z wystaw sklepowych „biły” nas po oczach napisy: „Wesołych Świąt”.
Chciałabym jedynie, aby grudniową magię wszechobecnej miłości rozciągnąć na
każdy zwykły dzień, ponieważ to uczucie w życiu jest najważniejsze. Mam tutaj
na myśli nie tylko miłość do partnera, ale również do rodziców, rodzeństwa, przyjaciół,
obcych ludzi mijanych na ulicy. Gwarantuję, iż każdy kolejny bezinteresowny,
dobry uczynek pozwala doświadczyć czegoś bezcennego, czyli szczęścia. Wyobraźmy
sobie na koniec, że żyjemy w pięknym, utopijnym świecie, w którym mój postulat
spotkał się z szeroką aprobatą i został zrealizowany. W związku z tym nie
istnieją sierocińce dla dzieci, schroniska dla niechcianych zwierząt, więzienia
świecą pustkami, bo nikt nie popełnia już przestępstw. Sposobem na
rozwiązywanie problemów jest szczera rozmowa, a nie kłótnia bądź bójka. Ludzie
w swoich działaniach kierują się miłością, nie zaś nienawiścią i zazdrością.
Istnieje wszechobecna tolerancja, zrozumienie i szacunek dla drugiego
człowieka, jego poglądów, życiowych decyzji i sposobu bycia. Jestem przekonana,
iż w takich warunkach obóz przeciwników Świąt praktycznie przestał by istnieć,
gdyż wszystkie problemy, które nawarstwiają się latami, byłyby rozwiązywane na
bieżąco i nic nie stałoby na przeszkodzie, żeby po prostu cieszyć się
obcowaniem z rodziną. Jednak wracając do rzeczywistości i podchodząc do sprawy
realistycznie, wszystkim rodakom a sobie w szczególności życzę, aby w trakcie
tych Świąt Bożego Narodzenia między szałem zakupów, sprzątania, pieczenia i
gotowania nie zatracić najważniejszego – otwarcia się na drugiego człowieka.
Natomiast w styczniu postarajmy się nie wymieść z siebie ciepłych uczuć podczas
poświątecznych porządków.